sobota, 13 lutego 2010

Walentynki w Auschwitz

Posyłanie kwiatów, różowo-czerwone kokardy, bukiety, bukieciki, liściki, pompowane baloniki w kształcie serca wiszące u sufitów supermarketów, blaszane zegarki, koguciki na druciku. Wiejski odpust w środku zimy, tylko serpentyn i kapiszonów brak. Różowatość na każdym kroku, kicz.
Dzień świętego Walentego jako święto zakochanych? Środek zimy, a jakiś gatunek ptaków na wyspach brytyjskich przeżywa okres godów; histeria miłosna w celu prokreacji, bez jakiejkolwiek świadomości. Biologiczne potrzeby zwierząt przeniesione na płaszczyznę ludzkich emocji. Skądś się wzięło w anglosaskiej kulturze. Kiedyś musiało mieć jakieś głębsze podstawy, jakieś źródło. Do nas przeniknęło w formie wyłącznie skomercjalizowanej, w formie wszem sprzedawanej różowatości. W formie płatków orchidei, czy róży przypinanej do zimowego futra. Ekstatacja publiczna uczuć i emocji w środku zimy, nie tyle niesmaczna, ile mająca się nijak do pory roku. Bojkotuję to święto, bojkotowałem zawsze. Kiedyś z ex „byłą polową” uczciłem je seansem w kinie, filmem „Jeździec bez głowy”; horror w sam raz na bojkot. Kolejny powód by więcej sprzedać, zarobić. Posyłanie kartek, liścików już dla zasady, a nie z potrzeby.
Czemu nie świętujemy Sobótki? 23 czerwca, ciepło w dzień, ciepło w nocy, szukanie kwiata paproci, która nigdy nie zakwitnie, szukanie miłości, ekstatacji uczuć wylewności, tęsknoty, własnych wyobrażeń, których uosobienie będzie niezakwitnięty kwiat paproci. Jakaś wiejska dziewka w lesie oddająca się kochankowi, zrywająca bawełnę z siebie, odsłaniająca piersi w blasku miesiąca. Pochodnie, ogniska, mgła, lato, namiętność i erotyzm w starym stylu.
Zmuszani jesteśmy obchodzić walentynki. Dziurawimy wielkie dynie na nie nasze halloween, gdy zawsze wtedy ogarniał nas smutek i moc refleksji. W październiku pijemy zielone piwo w kolorze płynu do naczyń by uczcić święto narodowe Irlandczyków. Patronem mojego kraju jest Święty Wojciech i Stanisław. Dzień ich świeta przypada kolejno na 23 kwiecień i 15 maj, ale wtedy nikt w pubach nie proponuje pitnego polskiego miodu, trójniaka, dwójniaka. Cóż, amerykanizacja mentalności.
Mój „Protest Dance”. Dziś ostatki połączone z walentynkami, które spędzam w Oświęcimiu, blisko Auschwitz. Dla przekory. Nawet jechałem tu stojąc w busie, podróż na stojąco, tak dla symbolu, dla własnego protestu.
Wszystkiego dobrego wszystkim zakochanym, może kiedyś zmienię zdanie, może kiedyś nie zważając na komercję poczuje ten dzień inaczej.
Życzę wielu róż, ale posłanych szczerze i bez opamiętania i niekoniecznie w dzień św. Walentego bowiem można posłać je zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz