wtorek, 1 września 2009

KONIEC WAKACJI I ...ZACZĘŁO się U NAS




Cóż, trochę czasu byłem poza. Czasem samo poza jest niezbędne do właściwego funkcjonowania, nabrania jakiegoś dystansu albo złapania równowagi, nawet miejsce takie jak to, będące niejako drugim wcieleniem należy opuścić.
Wakacje minęły nadzwyczaj spokojnie, podobnie jak samo lata bez zbytnich burz, upałów, czy innych zawirowań pogodowo-atmosferycznych, tudzież emocjonalnych przynajmniej w mieście stołecznym Krakowie, bo reszta mało interesująca.
Pierwszy dzień szkoły, która mnie już nie dotyczy spędzam na kresach podlaskich, z dala od zgiełku, pogoni, smogu, tłumów i rzeczy, w którym przychodzi mi funkcjonować na co dzień, a które dla tutejszego miejsca są zupełnie obce. Nawet smak powietrza jest całkowicie inny, piszę celowo używać słowa smak bowiem jego woń jest tak inna i intensywna, że wyprzedza zmysł powonienia, a może raczej tak długo daje się odczuwać, że drażni aż kubki smakowe. Godziny spędzone w lesie i na rodzinnych włościach z dala od wszystkiego pozwalają zregenerować postrzępiona z lekka psychikę, choć podróż pociągiem relacji Kraków – Moskwa nie należała do najprzyjemniejszych z powodu niebywałego tłoku jaki z niewiadomych przyczyn nawiedził skład pociągu. Podróż spędziłem w towarzystwie trzech delikwentów popijających tatrę light, z czego dwóch miało tak uwydatnione brzuchy, że w ich przypadku light nie miało najmniejszego znaczenia, zaś trzeci jegomość nie myślał nawet o light, własną postura zajmował co najmniej dwa miejsca siedzące, kanały słuchowe zatkał i kontemplował coś z mp3. Biorąc pod uwagę to co docierało do mnie z jego słuchawek to kontemplacji postanowiłem zapomnieć. W połowie trasy dosiadła się podstarzała paniusia narzekając, że musi jechać w przedziale dla palących, cóż nie wiele myśląc, a wziąwszy pod uwagę wyraz jej oblicza postanowiłem czyn prędzej odpalić papierosa i uchylić okno celem stworzenie drobnego przeciągu. Paniusia ubrana w sukienkę zakończoną falbankami czy zakładkami, w gorejące wzory na kształt tych z drogerii z czasów późnego PRL-u, pożerała co chwile paluszki, snacky, chipsy i innej maści przekąski, przy czym czyniła to w taki sposób by oby w najmniejszym stopniu nie rozmazać jaskraworóżowej szminki na swych wargach. Zabiegi mające oszczędzić makijaż od nadmiernej konsumpcji oszczędziły jedynie dolną wargę Pańci. Bądź co bądź, dyskretnie uruchomiana żuchwa pozwała spokojnie spocząć trzem podbródkom na obszernych ramionach, okalających piersi, które tworzyły jedną całość z fałdami brzucha.
A dziś postanowiłem oddać swe zmysły wszystkie łonie natury. Dość duże było moje zaskoczenie gdy ledwo poznawałem miejsca we własnym lesie, w którym spędziłem dość dużo czasu będąc chłopcem. Znane mi wcześniej miejsca stawały się zupełnie obce, rozpoznawałem je jedynie poprzez niezmienne usytuowane głazy kamienie, czy urwiska, zachowały się tez co niektóre drzewa ale już w zupełnie innych gabarytach, kształty co prawda niezmienione, ale w zupełnie innych proporcjach. Zrobiło się sentymentalnie, rzewnie i cicho...dziwnie. Las ten,. Miejsce to a jakby inne, niepokojąco obce, inne niż w dzieciństwie, jakby bardziej dorosłe i dojrzałe, starzejące się. Jakby we własnym pokoju, gdzie cudze meble postawione.
Jeszcze mi tylko z oczu jasnych spływa do warg kropelka rosy
a las mi nic nie odpowiada kwitnąc purpurowymi wrzosy.


Kolejna rocznica i kolejna uroczystość z serii „zaczęło się w Polsce” (o innych napiszę przy okazji). Wielki pokaz sojuszniczy na Westerplatte. Eminencje, premierzy, prezydent, szefy rządów i resortów. I ich dwoje, po których tak wiele się spodziewano, choć najwięcej się spodziewali Ci najbardziej naiwni. Ona – Angela Merkel, wygłosiła wielce dyplomatyczne przemówienie, z duża pokorą i skromną wrażliwością. W wysublimowany sposób przeprosiła za Nazistowskie Niemcy, przyznała, z godnością i uniesionym czołem. Za takie wydarzenie nie może przepraszać naród, nie może odpowiedzialności w stu procentach brać na siebie jego najwyższy przedstawiciel, nie można pokutować dozgonnie za wypaczenie, płacić dożywotnio za to, że jakaś karta historii zrulowała się i całkiem zeszła na margines narodu, jego moralności, dumy i człowieczestwa. Nie pokutować, ale pamietać., a pamięć o sobie samym będzie wystarczającą pokutą.
On – nadal dzierżący ster w rękach rosyjskiego mocarstwa. Naiwni polscy dysydenci, publicyści oraz ludzie wszelakich zawodów liczyli na jedno przepraszam. Coż, nie można nazwać tej nadziei inaczej jak tylko naiwnością, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie publikacje w rosyjskich mediach. Będąc przedstawicielem władz, które od kilkudziesięciu lat epatują butą, przesadna dumą i nadswiadomością własnej potęgi nie można liczyć na pokorę, nie na aż taką. Przyznanie racji historii w jego wykonaniu miało miejsce może w jednym procencie, poza tym słowa o zdradzie odnosząc się do wszystkich paktów z lat 33-44 to lekka przesada, coż..to miało znaczyć chyba przyznanie się do winy za pakt o nieagresji z Niemcami, ale z jednoczesnym wspomnieniem poległych 53 tys żołnierzy Armii Czerwonej wyzwalającej Gdańsk i jego Westerplatte.