poniedziałek, 9 sierpnia 2010

JEST SOBIE KRZYŻ

Czasem zdarza mi się, jak zapewne wielu innym, oglądać zdziwaczałe programy w telewizji, cos na kształt konkursów talentów. Telewizja, zarówno ta publiczna, jak i ta komercyjna poi nas odbiorców całą mnogością tego typu show. Dość często pojawiają się tam delikwenci, wręcz zjawiskowi, o których nie można powiedzieć, że przeszli mimochodem, bowiem wzbudzają takie emocje, że pozostają w pamięci choć na chwilę. Emocje jakie dopadają moje jestestwo, już nawet nie graniczą, a spajają się ze wstydem, rozgoryczeniem, niemocą, a wręcz rozpaczą. Czasem czuję się jak sam stałbym na piedestale sceny i wstydziłbym się za siebie samego i bliskich, że takim musza mnie oglądać. Nigdy nie zamierzałem poruszać w tym wirtualnym miejscu spraw politycznych, społecznych, a już z pewnością bieżących. Jako politolog z wykształcenia stronie od polskich biesiadnych dyskusji o polityce przy kieliszku i nie staram się polemizować z tymi, którzy mimo braku wiedzy, a dzięki danej im wolności słowa odczuwają niebagatelna chęć wypowiedzi, jakiegokolwiek słowotoku. Jednakże, to co dzieje się ostatnio w tym kraju napawa mnie nie tyle już wstrętem i wstydem, a zwyczajnym strachem. W stolicy na Krakowskim Przedmieściu trwa samozwańczy show, trwa Big Brother ring. I tylko On, Krzyż stoi w milczeniu, jako Wielki brat, tyle że postawiony mimo własnej woli, z woli tych młodych, co chcieli jednoczyć, a podzielili, zupełnie nieświadomie podzielili.
Czasami Gloria Victis nie ma najmniejszego znaczenia, czasem nie da się nikogo nazwać zwyciężonym w chwale ku upośledzeniu zwycięzców, gdy zwycięzców zwyczajnie nie ma, gdy są sami przegrani. A w sytuacji „prezydenckiego” krzyża przegraliśmy wszyscy, jako wierzący, innowiercy, niewiercy, jako jednostki i grupy, jako Kościół i kościół, jako politycy, obywatele, Europejczycy, ci oświeceni i ci bezrozumni, a przede wszystkim jako Naród. Ja nie chcę, wyrzekam się glorii victis wobec wstydu, wobec braku empatii i zrozumienia, wobec fanatyzmu. Na krakowskim Przedmieściu nastąpiło ukrzyżowanie krzyża, za sprawą tych, co nie rozumieją, za sprawą polityków, a co gorsza za sprawą samych hierachów kościoła.
Upadł samolot, a z nim elita polityczna kraju. Grupa mająca łączyć różnorakie przekonania odzwierciedlane przez uliczników postawiła w miejscu zupełnie świeckim Krzyż. Prosty drewniany, zbity z desek, taki jaki stawia się poległym na polu walki, dla uczczenia, współczucia czy jedności, dla wyrażenia pokory, smutku, czy pojednania. Jednak pojawiła się fanatyczna grupa uczestników defilady, nawet nie ortodoksów, tylko fanatyków, nie przyjmującą ani istniejących zasad, ani ich nie rozumiejąca, zasad i reguł zarówno tych świeckich, państwowych, cywilnych, ani tych religijnych, chrześcijańskich. Wstyd mi za nich, wstyd, że można oddawać przestrzeń publiczną takim indywiduom, wstyd mi, że osoby publiczne w ramach własnych interesów wykorzystują tragedię podsycając taki paradoks zachowań, zwłaszcza jeśli wykorzystują tragedię osobistą (patrz były premier R.P.). Nie mogę od kilku tygodni opanować zdumienia, mimo, iż nie jestem zagorzałym katolikiem, bardziej nazwałbym się gnostykiem, ale wychowany zostałem w tradycji chrześcijańskiej, w szacunku do symboli religijnych, w racjonalnym postrzeganiu świata i religii to jestem świadkiem nagłośnionej medialnie emanacji głupoty, bezmyślności i braku pokory. Patrząc na tzw obronców Krzyża i ich sposób pojmowania wiem, poznaję naocznie źródło totalitaryzmu, jaki powstawał na przestrzeni wieków i cieszę się, że choć mimo wstydu jaki przynoszą to jest ich dość niewielu.
A co do przegranych? Przegrało Państwo, którego służby porządkowe ugięły się przed nijakim tłumem leżącym krzyżem przed Krzyżem, w rezultacie czego w miejscu zupełnie niestosownym stoi on nadal, w miejscu świeckim, w miejscu, które zdroworozsądkowo nie ma nic wspólnego z tragedia jaka miała miejsce w kwietniu. Kolejnym przegranym jest kościół katolicki (celowo używam tu małych liter). Wypowiedzi biskupów: „Krzyż nie myśmy postawili”, lub „Krzyż stoi na terenie nie będącym podległym Kurii”. I tak oto hierarchowie kościoła dokonali piłatowego obmycia rąk, dokonali tego bardziej dyplomatycznie niż przed skazaniem Chrystusa, być może dlatego, że wówczas nie obowiązywał protokół dyplomatyczny. Przedstawiciele władz kościelnych, arbp. Nyczu, ojcze Rydzyku, to do Was należy nauczać, nauczać o symbolu, o jego wymowie i poszanowaniu. Gdzie kościelny kaganek oświaty, pytam? Może chrystianizację, czas rozpocząć na nowo w sposób rozumny na własnym terenie? „Gratuluję” doprowadzenia do sponiewierania największego symbolu chrześcijaństwa, gratuluję lenistwa w postawie jego obrony, gratuluję tego iż o krzyżu z krakowskiego Przedmieścia należy już pisać wyłącznie z małej litery.
W dniu 3 sierpnia Krzyż miał być poświecony i przeniesiony do kościoła św. Anny, katoliccy przeciwnicy obrzucali księży monetami i innymi przedmiotami, a w czasie mszy odprawianej w intencji ofiar katastrofy święta Anna świeciła pustkami., hmm. Cóż obraz głębokości wiary wyznawców telewizji Trwam.
A dziś jest 09 sierpnia, kilka tygodni po wszczęcia awantur krzyżowych, od kilku dni pod pałac namiestnikowski przychodzą przeciwnicy irracjonalnych, ultrakatolickich zachowań, był już Elvis Presley, była grupa wyznająca spagetthi, panny naśladujące kokoty, były tańce, śpiewy i inni, heppeningi i pikniki w cieniu Krzyża. Wbrew pozorom nie były to profanacje, tylko emanacja chęci do pokazania braku wyobraźni, wiary i słuszności tym, co awanturę zaczęli. Dostąpiliśmy niesłusznej eskalacji zachowań obu stron, przekroczenia granic i symbolu. Sprowadziliśmy jako społeczeństwo Krzyż z miana podmiotu do rangi przedmiotu, z miana mianownika do kreski ułamkowej, Krzyżem wykopaliśmy dół w narodzie i Krzyżem Krzyż ukrzyżowaliśmy. A nie święcone zbite deski stoją na terenie świeckim gminy Warszawa Śródmieście, stoją przed pałacem Namiestnikowskim, będącym siedziba instytucjonalnej i konstytucyjnej głowy Państwa Polskiego, nie siedziba Kaczyńskich, Wałęsów, czy Kwaśniewskich, tylko nie spersonalizowanych głów państwa świeckiego. Krakowskie Przedmieście nie jest miejscem tragedii, żeby stawiać tam Krzyże, pomniki czy palić znicze po żałobie narodowej, to nie jest Franciszkańska 3. Prezydenta pochowano na Wawelu, wśród Królów, przywódców i walczących za naród i Państwo, wobec sąsiadów spoczywających wraz z prezydentem dla niego to aż nadto. Narodzie, więcej rozumu.