środa, 17 sierpnia 2011

TELEWIZJA WAKACYJNA

Ostatnio mam wrażenie, że proces starzenia się mojej osoby, lub proces starzenia moich szarych komórek przyjął zbyt szybką prędkość, co przejawie się nie tylko w większej częstotliwości robienia błędów ortograficznych ( nowa wersja word'a nie podkreśla blenduff ), ale przede wszystkim braku zrozumienia do mediów; większego dla publicznych niż dla komercyjnych, oraz niezrozumiałego sposobu ich współpracy z prodecentami dóbr konsumpcyjnych. Zrozumiełym jest, że dobra konsupcyjne, zarówne te mniej jak i bardziej wartościowe muszą istnieć być komunikowane, ale sposób komunikacji jest coraz częściej dość specyficzny, a w samej telewizji publicznej próbuję doszukać się tej misji jaką to ma z racji ustawy nieść społeczeństwu.
Nie tylko w czasie sezonu ogórkowego jakim są wakację owej misji dostrzeć nie mogę ale również w czasie roku szkolnego. Poczawszy od schyłku miesiąca maja, czyli tak mniej więcej od zakończenia matur emitowane są w telewizji same powtórki. Powtórki za powtórkami, powtórki powtórek. Ten sam serial jest emitowany kilka razy w tydodniu. Pewnego lata saga rodziny Mostowiaków była emitowana popołudniami jako powtórka poprzedniego sezonu oraz, oraz z samego rana przed tak zwaną telewizją śniadaniową ale od pirwszego odcinka, kuriozum. Jeśli jestem w stanie zrozumieć podobną sytuacje w stacjach prywatnych to w telewizji państwowej jest ona co najmniej niesmaczna. Na stację komercyjne nikt nie nałożył obowiązku krzewienia kultury, niesienia misji ideologicznej społeczeństwu, a TVP tak. Chodź od kilku lat skutek tego jest dość marny. Nawet audycje emitowane poza wakacjami tez w tym sensie pozostawiają wiele do życzenia, a na powtórki letnie można, rzecz jasna liczyć. Choć muszę przeprosić panią dyrektor programu pierwszego: Iwonę Schymalla. Nadal emituję się w niedzielne samopołudnie program " Międzu niebem, a ziemią", którego de facto jest główną prowadzącą niosącą misję przynajmniej religijną bo każdej innej zapomniała. A może tak by dać powtórki dobrego dokumetu, publicystyki, czy wreszcie teatru TV. Tego niestety leniwa, wakacyjna ramówka nie przewidziała. A jakby mało było przykładów z telewizyjnej dwójki znikneło "Kocham kino", tzn. niby jest ale w wersji tak powtórkowej, że emitowane w czasie wakacji kino otzrymuje od regularnych krytyków conajwyżej dwie gwiazdki. A sama Grażyna Torbicka prosi o płacenia abonamentu. Ja ze swojej strony uczciwie, wszystkim uczciwym abonament płacącym dałbym odpust zupełny; wakacje bez abonamentu. Jaka wizja taka płaca.
Co do samych powtórek to ostatnio w modzie jest tworzenie seriali obyczajowych, w których główni bohaterowie w pewnym momencie życia- biorąc pod uwagę ich metrykę, w wieku lat około 40. rzucają wszystko, dotychczasowe życie, prace w korporacjach, zostawiają partnerów lub też są wyrzucani z tych korpocji i przez tych partnerów i nagle dostają olśnienia. Olśnienie polega na opuszczeniu metropolii ( to tak żeby nowocześnie brzmiało polskich miastach tuż przed Euro 2012), założeniu nowego życia i pełnym szczęściu czerpanym z mycia garów, zbieraniu ziół, zakładaniu pensjonatów, gotowaniu i dojeniu krów. Biorąc to pod uwagę całkowicie przestaję się bać procesu starzenia moich szarych komórek, mało tego ja już nie mogę doczekać się czterdziestki. Wyjadę w Bieszczady, tak właśnie w Bieszczady, założe gospodarstwo agroturystyczne z restauracją zbudowaną z bali, będę podawał pieczonego królika, którego sam wychoduję od poczęcia az po mord, zalożę stadninę koni i będę szczęsliwy jeżdząc bryczką do lasu na grzyby. Ja już odczuwam pełną euforię. A że brakuje mi kilku lat do czterdziestki to powiniem, zgodnie z koncepcją tych opowieści, zakupić jeszcze coś wartościowego żeby móc to sprzedać celem zdobycia funduszy na nowe życie. Może właśnie na tym polega ta misja telewizji.
W tak zwanym międzyczasie, między tymi powtórkami i z niezwykłą częstotliwością zalewają nas bloki reklamowe (mam wrażenie, że jest ich wiecej niż zwykle, a ich glupota jet coraz większa). Przez cały dzień wylewane są na nas płyny fizjologiczne. I tak: młoda dziewczyna chwali się na pierwszej randce, że nie już problemu z zapachem moczu bo ma nowe wkładki, inna kręci tylkiem mówiąc o niewidocznej miesiące, no co w średnim wieku mężczyzna pokazuje swoją prostatę mówiąc ciągłe psi psi, lub lecząc ją razem z akumulatorem auta, też będącego w srednim wieku srodkami podobnie brzmiącymi. Żeby nie było tak seksistowko to w pewnym momencie animowane półdupki chodzą nagie po parku, choć nie do końca nagie bo w beretach w miejscu gdzie powinien być tółw i mają bardzo smutne miny bo nie mogą usiąść.. cóż hemoroidy może mieć zasadniczo każdy, no ale same dupcie śa tak urocze, ze tylko je nasmarować.
Wieczorami poziom się zwiększa, wtedy do gry wchodzą gwiazdy. Lekarz z Leśnej Góry, któremu zarzuca się tylko jedną rolę i to w filmie reklamowym proponuję kredyt hipoteczny, ale konkurencja sie wzmaga bo inny lekarz z Leśnej Góry ( a większość wolałaby żeby to on leczył niż demoniczny dr Hause), który jest jednocześnie ojcem Mateuszem proponuje pożyczkę w jedym banku z polskimi aktywami... oj autorytet większy. Mając już którąkolwiek pozyczkę idziemy kupić szczoteczkę do zębów rekomendowaną przez bohatera polsatowskiego serialu słowami, że będę się czuł jak po "wizycie u dentysty", bać się czy czuć ulgę... każdy sobie odpowie. W każdym bądź razie na noc posmaruję się kremem z opiłkami złota bo jak to przyniosło sukces divie polskiego teatru bo i mnie taki zapewni z pewnością. A w między czasie jeden z operatorów telekomunikacyjnych popuszcza jeszcze pare baniek mydlanych w niewiadomym celu.
No i tak sobie myślę, że zanim kupie i sprzedam i zanim wyjadę w te Bieszczady do koni, " do tych pól malowanych zbożem rozmaitem", zostanę bibelotem biurkowym mówiącym teatralnie i udającym potrzeby stałego klienta, a jak mnie telewizja wkurzy będę rzucał spinaczami, jakos tak to było.
ps
reklama produktu: włosy, skóra i ... Kości ("Kości" Polsat, niedziela, godz.: 22.00... powtórka).