wtorek, 9 lutego 2010

प्र्ज़ेद्व्च्ज़ेसने OSTATKI

Przebywając na wysokości powyżej 1500 metrów nad poziomem morza nie jednokrotnie odczuwa się pewien, a może nawet pełen dyskomfort. Ciągłe palpitacje serca, duszności, brak tchu. Chociaż wówczas czuć powiew zimnego górskiego powietrza, co mimo wszystko w jakiś sposób uspokaja, mimo latającego wszem i wobec robactwa wysokogórskiego. Podobne odczucia psychofizyczne powstają w wyniku bujnie spędzonego weekendu, jednakże wtedy są syndromem poweekendowym, a nie dolegliwościami łysogórskimi ( z drugiej strony w chwili obecnej mówi do mnie nawiedzona starsza Pani, nie wiem już, co gorsze, ona i jej wywody o czarownicach i wróżkach, czy oba syndromy razem wzięte i nie wiem, co lepsze).

Wracając do dolegliwości i urazów doznanych podczas weekendu. Muszę przyznać, że gdy się jest młodszym i ma się dwadzieścia lat, można imprezować do czwartej rano, przespać się trzy godziny i można było funkcjonować jak nowonarodzony. Gdy w metryce na początku staje trójka, zaczyna się bardziej odczuwać zmęczenie organizmu (starsza Pani -autentyczna artystka krakowska, dalej opowiada jak dzwoni do wróżek, które ją oszukują przez połączenia audiotele, więcej o niej wiedzą niż ona o własnym życiu się dowiedziała...cóż, jakby jeszcze nie było czuć tego zapachu, który nie przypomina artystycznego). W wieku trzydziestu lat po kilkudniowej imprezie człowiek czuje się spuchnięty i gruby, czuje się staro- grubo i nawet staro- staro jak własna ciotka. Zbyt częste otwieranie okna, które ma pomóc nozdrzom i całości układu oddechowego, przezwycięzyć ból fizyczny przeradzający sie w boleści emocjonalne, może przypadkiem spowodować niechcianą infekcję. Słabości, duszności, bóle, globusy (choć zbyt górnolotnie nazwane), zawroty, niestabilność błędnika jak u pająka, który gubi się we własnej pajęczynie w poszukiwaniu ofiary, acz kończynami ledwo trafia w nici swej sieci. Jednym słowem żałość. Krótkotrwała lekkość bytu przeobrażona w niechęć do niego (starsza artystka po dość długim, wręcz teatralnym monologu wyszła, zabierając ze sobą woń, choć myślę, że i ona przeżyła dośc bujny weekend, a wręcz przezywa go nadal, sądząc po treści wypowiadanych przez nią słów z których partuje chyba nie tylko alkohol).

To ot tak, a'propos wszystkich uczestników przedwczesnych ostatków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz