poniedziałek, 15 lutego 2010

PRESELEKCJE

Po wczorajszym wieczorze, jaki zapewniła mi publiczna TVP1 odczuwam pewne zażenowanie stanem polskiej muzyki rozrywkowej, chociaż może nie tyle jej stanem, co bardziej bezmyślnością jej twórców. Nie mogę się, bowiem spodziewać wzniosłych, patetycznych hymnów, protestów, czy poezji w tak plebiscytowej imprezie, jaką jest konkurs piosenki Eurowizji. Zaprezentowano 10 utworów muzycznych, każdy z nich w różnym stylu, choć oczywiście przeważało coś na wskroś przypominające pop, acz klasycznym popem nie było. Mieszanki r'n'b, jazzu, rocka. Jakieś dwie panie wypacykowane, wyglądające jakby chciały przekazać coś ważnego, jakby reprezentowały swą twórczością niezwykły poziom i nieprzeciętny talent. Inna osobliwość po wielu latach i
dzieciństwie spędzonym za oceanem przekonywała wszystkich, że jest rodowitą Krakowianką i kocha ten kraj. Co do uczuć tradycyjnie pani Górniak też kochała wszystkich zgromadzonych na widowni w "Złotych Tarasach".

Zasadniczo jak to bywa ostatnimi laty z tym konkursem, wystąpiły gwiazdeczki nikomu nieznane lub gwiazdy ongiś znane, a nieco zapomniane.
Prowadzący, mimo, że z dość dużym doświadczeniem konferansjerki, nie zabłysnęli ani wyszukanym dowcipem ani forma prowadzenia. A szkoda.

Kiedyś konkurs ten miał o wiele większą renomę (podobnie jak festiwal w San Remo, choć nie wiem, czemu festiwal piosenki włoskiej był uparcie u nas emitowany przez całe lata osiemdziesiąte), nie tylko w krajach bloku wschodniego, dla społeczności których był on pokazaniem świata jakiego nie dostrzegali wokół siebie, ale dla większości lubiących tzw. muzykę popularną. Co prawda rzadko dostrzec można było tam coś ambitnego, bowiem ani Abba, ani ówczesna Cellline Dion za takie uznać się nie da.
W momencie, gdy jako już nie zależna telewizja publiczna TVP do konkursu przystąpiła, cieszył się on większą popularnością i był zdecydowanie bardziej ambicjonalny. Regulamin konkursu przewidywał wówczas udział 21 Państw, podczas gdy do Unii Nadawców Europejskich należało podajże 26. Państwa, które znalazły się na ostatnich sześciu miejscach konkursowych nie
brały udziału w kolejnym roku. Występy były oceniane podobną skala punktową, tzn. od 1 do 8, by potem uzyskać punktów 10 i 12, jednakże wykonawców nie ocenialy masy śląc smsy, ale jury. Jury składało się z 16 osób, z czego pierwsza połowa to ludzie związani ze światem muzyki (kompozytorzy, autorzy, wykonawcy, dziennikarze muzyczni), a pozostali to osoby niezajmujące się
zawodowo muzyką (babcia Kazia, pani Gienia z mężem i inni znajomi). Ocena miała wiec bardziej profesjonalne podstawy i bardziej obiektywne uzasadnienie niż w czasach obecnych, gdy głosują masy ( a wszystko dla zwiększenia zysków), choć upodobania i zależności narodowościowe były tak samo widoczne, jak są i dzisiaj.

Polskie preselekcje, mieszanką popu, rocka i Folka z udziałem solistek z P.Z.P.iT. Mazowsze, wygrał akurat mój faworyt. Był to chyba jedyny w miarę ambitny utwór, choć również małofestiwalowy. Miłe zaskoczenie wygrana, zwłaszcza, że polowa naszej populacji kocha Dodę, a druga Feel'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz