piątek, 12 lutego 2010

TATARAK



Po ostatnim kinowym seansie musiałem jakby artystycznie odreagować. dla zaspokojenie wlasnych intelektualno-duchowych potrzeb po raz kolejny obejrzałem "Tatarak" Andrzeja Wajdy: choć chyba Andrzeja Wajdy i Krystyny Jandy. Wiosną zamierzałem obejrzeć ów obraz w kinie, ale była tylko jedna osoba, z jaką chciałem go zobaczyc, osoba owa w nieuzasadniony dla mnie sposób zniknela z mojego zycia. Obiecałem sobie wówczas, że nie pójde do kina na ten film z nikim, w obietnicy dotrwałem. Zobaczyłem go dopiero na dvd.

Za pierwszym razem film mnie przejal, choć mysle teraz, że nie do konca go zrozumiałem. W chwili ciszy i spokoju obejrzałem go jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze. Przejął o wiele bardziej. Zmusił do myślenia. Widziałem już wcześniej filmy ambitne, kino polskie i francuskie, duńskie i czeskie, widziałem filny dokumentalne, paradokumenty i dokumenty fabularyzowane, ale to jest film o filmie, film w filmie. Jakby ustawić scenę pośrodku teatru i odsłonić aktorom kulisy, jakby widzieć dlaczego "tak" i dlaczego "to" grają, dlaczego tak czują i przesiąkaja emocją własnych bohaterów. Widziałem ekranizacje prozy Iwaszkiewicza, ale to co widze w tym obrazie jest zgoła odmienne.

Opowiadanie Iwaszkiewicza traktuje o doktorowej z malego miasteczka, która zyje przeszłością, wspomnieniami, ktora we własnej nieświadomości zblizajacej sie śmierci zachłystuje sie młodością, zyciem, energia, witalnością, a moze wręcz miłoscia. Obiektem tegoz zachłystniecia jest dwadzieścia lat od niej młodszy męzczyzna. męzczyzna bez wyksztalcenia, czytający tylko te książki, w których jest malo opisów bo jak twierdzi: wszystko mozna powiedzieć w rozmowie, nie trzeba opisywać. Ale ów męzczyzna sprawia, że główna bohaterka, będąca blisko śmierci przyponina sobie czym jest młodość, energia, a nawet fascynacja fizyczna. On sie jej boi, ucieka, ona go goni. może dletego, że nigdy dwoje nie kocha tak samo w tym samym czasie, zawsze ktoś kogos goni. I w pewnym momencie doktorowa Marta ucieka z filmu, staję na moście jako aktorka, schodzi z tej centralnie ustawionej sceny i mówi o sobie, by kontynuować to czym zaczęła cały obraz. Wraca do pustego, ciemnego, prawie nieumeblowanego pokoju i mówi o wlasne tragedii. Mówi w sposób tak przejmujacy i szczery, że sam staję w jej sytuacji, przejmujeę jej smutek i żal. Aktorka o śmierci i milosci, bohaterka z własną smiercią wobec milości i miloscią wobec niespodziewanej smierci, śmierci tak energicznej jak energiczny był jej podmiot.

Po premierze mówiono i pisano wiele róznych rzeczy: a to, że zbyt osobiste, ze inne, że wstrżąsające, tragizowane, zbyt egzaltowane, za szczera, potrzebne lub zbyteczne. ten film to hołd jaki mozna było oddac własnemu mężowi. Podobno zbyt mało Iwaszkiewicza w Iwaszkiewiczu. Być może, przecież wpleciono tam 19 stron "Ostatnich zapisków" Jandy. Jej samej nie umiem i nie chcę oceniać obiektywnie, nie chce z nikim polemizować na temat słuszności upublicznienia uczuć. Zbyt bardzo cenie tego człowieka, za upór, energię, cztery godziny snu na dobę, emocje, wizje i umiejętność postrzegania rzeczy zwykłych jako wielkie i tych wielkich bez epatowania ich wielkością. Wiem jedno. Najwidoczniej można kochać tak, że przez zdominowanie przez uczucie do drugiej osoby ma się wrażenie, że nie da się oddychać, a w sytuacji odejścia tej osoby odczuwa się prawdziwy ból fizyczny. Tak to widze, choc ani jedno ani drugie mnie nie doswiadczylo.

"Kobieta stopniowo przeniosła swoje wargi poniżej piersi, gdzie przebiegały najpiękniejsze mięśnie gorsu, a potem nagłym poruszeniem zaczęła całować piersi, przeponę, brzuch, pępek i w gwałtowności pocałunków, którymi obsypywała zmarłego, schodziła coraz niżej. Całe to zimne i kształtne jak rzeźba ciało pachniało tatarakiem. Ale kiedy pani Marta poczuła pod wargami rąbek żółtych slipów, do nozdrzy jej doleciał zapach błotnistego iłu, gnijących rybich łusek i woń błota ??? aromat śmierci, która miała się stać niebawem również jej udziałem." Jarosław Iwaszkiewicz "Tatarak"



Film o przemijaniu, tęsknocie, utracie mlodosci, ktora czasami jest pretensjonalna. ostatnimi czasy otaczam sie osobami, których srednia wieku kształtuje sie miedzy 22-24 lata. czyżbym podświadomie odczuwal lęk przed przemijaniem? czyzbym chciał na nowo doznać mlodzińczej naiwności? Nie jestem jeszcze w takim wieku żebym nie przyznawał sie, że w nim jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz