piątek, 27 lutego 2009

GOŁĄB RONIĄCY ŁZĘ

Rysownik, plakacista, malarz, pejzazysta i scenograf. W poniedziałek,
23.02.2009 dokonał swojego żywota jeden z tych wielkich: Franciszek
Starowieyski. Wierzył w powołanie artysty, opowiadal o swiecie jakiego juz
nie ma, a może nigdy nie było. Człowiek, ktory był chory na barok, barok był
w jego glowie ze wszystkimi swymi objawami; swoje dziela datował liczbą
16xx, a gdy doszedł do dziela o numerze 1699 podobno mial dylemat czy
powrocić do początku wieku czy iść naprzód i tworzyc od 1700.
Nie cierpial jazzu, twierdził, iz dźwiek saksofunu jest identyczny z
ludzkim głosem, a muzyka powinna nieść sobą dużo wiecej.
Początki jego działań twórczych przypadly na lata realnego socjalizmu, w
którym nie umial się do końca odnależć i którego nie akceptował. Byl to
czlowiek nie z tego świata, spoza otaczajacej go rzeczywistości, odrzucający
tę rzeczywistość w czasach gdy była jego częścią. Amputowal w sobie tę część
jaką ona wówczas była. Świat w jakim sie wychował, w jakim żył (a żył
mentalnie w wieku XVII, współczesność to jakby przypadek) rozpadł się wraz z
wielkimi ideami w czasie wojny.
Stworzył teatr, teatr malarstwa i rysunku, każda chwila gdy tworzył
sprowadzana była do rangi spektaklu; on jako główny aktor, rozciagnięta na
horyzoncie sceny modelka lub modelki w swej drugoplanowej roli, za
scenografię robiły pędzle, kredki i sztalugi. On przed sztalugami, modelka
za nimi, teatr gestu i każdego ruchu pędzla, uniesienia dłoni, wzniesienia
kciuka, kreski, plamy. Zakochany w ludzkim ciele, kazdym, niezależnie od
płci, stanu otyłości, zwiotczenia, muskulatury, czy wieku.
Stojąc przed Jego dziełami widzimy w nich jakby spojrzenie młodego chłopca,
który patrzy na nagą kobietę zawstydzony, acz odważny i przy tym samym
obrazie dojrzewa, i chłopiec i jego spojrzenie. Patrząc odczuwa się emocje
poczawszy od wstydu poprzez niepokój, podniecenie, pierwszą erekcję aż do
miłości piękna.
Ludzi od szympansa odróżnia tylko jedno. Pocałunek muz. Starowieyski wraz z
Osiecką, Kieślowskim i jeszcze kilkorgiem żyjących nie tyle doznali tegoż
pocałunku, co przeżyli z muzami romans, ze wszystkimi naraz i z każdą z
osobna.
Potrafił pokazać swój atletyzm intelektualny i artystyczny wierząc w
powołanie artysty, był jego swiadom, acz świadom skromnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz