czwartek, 5 lutego 2009

szeptu, szeptu, szeptu noca i Jasna Panienka

Kolejny wieczór (wczorajszy) spedzony w Szeptach przy jazzie i moczopędnym złocistym napoju (ale zaznaczam skonsumowanym w ilościach nader rozsądnych).Dziś wieczór zapowiada sie podobnie tyle, że w szerszym gronie, tzn konsumpcja owego plynu nastąpi bowiem w toważystwie Roztańczonego Grega, deFolty i Blond Królika ( dla niewtajemniczonych Blond Królik to przyjaciółka de Folty, która cierpi na podobną przypadłość okulistyczną, co ja i pewna ex-posłanka z Samoobrony, podejrzewam nawet, że tym koniem i owsem mamy podobnie). Jak wspominałem wcześniej problemu z zabraniem koleżanki do Krainy cichomówiącej nie będzie od tzw koguciego wieczoru, spodziewam siedziś również powtórki z tańców godowych. Zastanawiam sie jednak czy to juz bedzie duet czy ponownie solówka barmana.
Swoją drogą mam dwa spostrzeżenia co do tego kazimierzowskiego miejsca: primo: zaczynam sie obawiać, że za chwilę mogę sie tam przenieść biorąc pod uwagę częstotliwość z jaką tam bywam oraz fakt wiszącej nade mną przeprowadzki, secundo: lokal ten powinien zmienić nazwę np na: "Wstep doFlirtu". Wyjaśniając tę drugą kwestię, sytuacja jest nieco dziwna, coraz częściej bowiem poznani przeze mnie ludzie, którzy gdzieś, kiedyś, jakos, opacznie, bezwiednie, czy jakkolwiek zaczynają ze mna flirtować widzieli mnie w krainie cichomówiących wcześniej i juz wtedy zwrócili na mnie uwagę......hmm. To nawet miłe, acz może okazać sie niebezpieczne.
Ale obawiam sie, iz dzisiejszy wieczór spedzony z trójka paranormalnych osób może skonczyć się conajmniej niejasno lub wręcz, co gorsza, nieskończyć wcale.



Od tygodnia, przeszło, nie byłem w teatrze, to straszne. Jednak zbliża się wielkimi krokami urlop, choć lepiej będzie powiedzieć, że został mu już jeden krok. Tym bardziej wybiore się do Bagateli na "Małe zbrodnie małżeńskie", w końcu inna obsada niż Janda z Fryczem więc tak z samej ciekawości, dla porównania, obawiam się tylko, że znając spektakl na pamięć będę mógł sie zapomnieć i recytować sztukę razem z aktorami. Troche byłobyto dziwne.
A'propos teatru, moja lubelska najwieksza przyjacółka Zeta ( teskię i sciskam najseksowniejsza żonę, matkę, nie powiem kochanke bo zabrzmi to conajmniej niestosownie) od wczoraj mierzy sie z wydarzeniem wielkiej rangi; nawiedzeniem kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Cały spektakl trwa tak dwa dni, wiem bo na kresach wscodnich czy lubelszczyznie odbywa się dośc czesto w rownomiernych odstepach czasowych. Taka sisusoida: obraz jest i go nie ma, obraz jest i go nie ma. Otóż, wieczorem dnia poprzedniego sąsiedzi wnoszą obraz do kolejnego domu śpiewając pieśni ku czci swiętej. Oczywistą i jakże prostą jest do wyobrażenia jest taka sytuacja, kilkanascie staruszek, dzieci, sasiedzi, znajomi i rodzina ze swieczkami wydający z siebie glosy na ksztalt spiewu co dalekim jest od śpiewu, Po czym obraz stawiany jest naspecjalnie uszykowanym stole (nie zeby jedzeniem, a kwiatami, płachtami materiałow w kolorach tzw maryjnych czyli przede wszystkim czymś, co zwie sie lilaróż, choć z punku widzenia świeckiego kolor raczej gejowski) i nastepuja kilkugodzinne modły i śpiewy. Nastepnego dnia nastepuje tzw, pozegnanie obrazu i odniesienie go do kolejnego domostwa.
Z całą pewnością jest to w dużej mierze sytuacja religijna, zachowująca jakaś naszą polską tradycję, szkoda tylko, że nie obywa się ona w środku tych wszystkich uczestników, w ich wnetrzach, trzewiach i duchu. Część widowni rzeczyscie bierze w tym udział jakby w teatrze, inna część uczestniczy w tym wyłacznie na pokaz przed sąsiadami, dla innych zupelnie niepotrzebne jest to wydarzenie w sensie tłumnego zlotu obcych, a wiekszość nie rozumie wypowiadanych, nieudolnie recytowanych słów, znajda się tez tacy którzy będą robili tzw, rybkę czyli poprostu poruszali szczekami udając, że cokolwiek wypowiadają. Dla mnie jako niepraktykującego katolika o pogladach zdecydowanie agnostycznych wszystkie te puste słowa i tlumy sa niepotrzebne, kazda taką chwilę lepiej jest przezyć samotnie, w srodku własnego jestestwa.
Mimo wszystko AVE.....nawet jesli to teatr

ps
W czasach mojego dziecinstwa kresy wschodnie nawiedzila kopia obrazy Matki Boskiej Kodenskiej, majac wowczas dwa lata wlazlem ksiedzu pod sutanne.....po latach kilku zostalem ministrantem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz