środa, 11 marca 2009

KOCI, KOCI ŁAPCI

Korzystając dnia wczorajszego z chwilowego pustostanu, jaki zapanował w moim depresjogennym, podwawelskim mieszkaniu, zamiast zająć się sprawami bardziej nagłymi typu pranie białych koszul, powróciłem po raz kolejny do jednej z moich ulubionych lektur. Popijając prawdopodobnie najlepsze piwo na świecie, w ilości sztuk dwóch, zagłębiłem się w epistolografii mojej ukochanej Krysi J. Natknąłem się tam na wiersz Ernesta Bryla, którego wcześniej nie zauważyłem:
„Królu, napotkasz kota. On twardo popatrzy
Oczyma jaśniejszymi od morskich latarni.
Wtedy pomyśl o myszy i wrzuć fali czarnej
Tę myśl. Może kot skoczy i za nią pogoni.
Jeżeli nie to gorzej. Będziesz musiał bronić
Własnej pamięci. Kot ciebie przekona,
Więc wyznasz jemu wiernych przyjaciół imiona.
A kiedy powiedz – łapką je zamaże.
Nie ma twarzy przyjaciół, chociaż mieli twarze.
Zamilcz. Zaciśnij zęby. Pod głupim językiem
Ukryj, choć jedno imię dla kota nieznane
Przez noc.
A powiedz je dopiero ranem.
Prosto w twarz słońcu, które mgły zagarnie
I zgasi marnie kocio płonące latarnie.”
Swego czasu nachodziła mnie biało-szara kotka. Przyszła skądś, z tzw. Podworca mojej kamienicy, a że wyjście z kuchni mam wprost na tenże podworzec przez taras zupełnie niewielkich rozmiarów, z wtargnięciem w moje bytowanie nie miała wielkiego problemu, choć czyniła to kilkuetapowo. Początkowo zaczęła od kąpieli słonecznych na rozgrzanym blaszanym parapecie niczym kotka na gorącym blaszanym dachu, ewentualnie ta tarasowym fotelu lub, co najbardziej mnie irytowało, na świeżo posadzonych kwiatach. Kolejny etap naszej krótkotrwałej znajomości, przeobrażonej w późniejszy jeszcze krótszy romans polegał na niewinnym wdzieraniu się do kuchni w celu poszukiwania pokarmu. Łowy na przetworzoną już przemysłowo ofiarę za każdym razem nabierały coraz to bardziej nachalnego, wyszukanego i wybrednego charakteru, a same ofiary pokarmowe stawały się coraz mniej smaczne. W końcu przeszliśmy do bliższej znajomości, a mianowicie odwiedzania kolejnym pomieszczeń mojego domostwa oraz wspólnym spaniem we wspólnej pościeli, choć do obłędu doprowadzały mnie poranne pobudki, drapaniem w parkiet, miauczeniem, na tzw. siusiu. Końcowe stadium naszego pożycia objawiło się rozstaniem i wygnaniem kotki z domu po tym jak zaczęła pokarmowo romansować z kolejnymi sąsiadami.
Jednym słowem kot jest zwierzęciem, którego raczej nie będzie dane nam poznać. W domu przebywa, kiedy chce i z kim chce i tylko wtedy, kiedy to on ma na to ochotę. Niespodziewanie wyrasta spod ziemi, a zasadniczo z podłogi, w najmniej oczekiwanych momentach, wtedy potrafi patrzeć tymi swymi interesownymi wielkimi ślepiami, bo w normalnej sytuacji raczej nic konkretnego, a już z pewnością uczuciowego nie odnajdziemy.
Obraża się o byle, co, rzuca fochami zazwyczaj wtedy jak nie ma zupełnie racji, potrafi wtedy ostentacyjnie odejść, teatralnie oglądając się za siebie, czy oby przypadkiem ktoś na niego nie zerknął z żalem, że odchodzi, acz wraca po dwóch dniach. Odchodzi, powraca, spada na Ciebie w nocy śpiącego niewiadomo skąd, rozpycha się w łóżku, jest kochający jak chce przyjść n a śniadanie, a cała miłość nie przeszkadza mu uprawianiu pokarmowej prostytucji.
Kot jest zupełnym przeciwieństwem psa, w żadnym wypadku nie można nie jest jego najlepszym przyjacielem. Pies wprost przeciwnie. Taki pies, choćby wielorasowy, daje się przywiązać, wręcz samoistnie przywiązuje się do człowieka, nie rzuca fochami, pilnuje, strzeże, jest wierny, a oczu patrzy mu zupełnie szczerze niezależnie od emocji, jakie psem szargają. Kot się nie przywiązuje, za to próbuje z różnym skutkiem przywiązać człowieka do siebie samego, uczuć w stosunku do swej futrzanej osoby oczekuje droga apodyktycznego wymuszenia.
Na świecie żyją ludzie-koty i ludzie-psy (tych pierwszych nie mylić ani z Michelle Pfeiffer ani z Halle Berry, którym zdarzyło się zagrać kobiety koty przepięknej urody), oba te gatunki udało mi się poznać, choć tych pierwszych jest zdecydowanie więcej i nie do końca jestem przekonany czy słowo „udało” jest w tym miejscu najbardziej stosownym. Człowiek kot niezależnie od płci odpisuje na smsy z tygodniowym opóźnieniem mając niekiedy pretensje, że nie piszemy częściej, ma niesamowitą zdolność obarczania nas własnymi winami, grzechami, czy zbrodniami, potrafi zapłakany przychodzić nad ranem, po czym obrażony wychodzi wieczorem, na domiar złego obraża się o nic i mylnie jest przekonany o umiejętności spadania na cztery łapy; spadki te są chwilami dość widowiskowe, aczkolwiek częściej nieumiejętne.
Należy pamiętać, iż bezpieczniej będzie nie nazywać nikogo na początku znajomości kotem czy kotka, bowiem cechy charakterologiczne mogą być łatwo przyswajalne. W tym, względzie z ludźmi psami sytuacja jest mniej skomplikowana, przecież do nikogo nie powiemy: „ty psie” lub „ty suko”, no chyba, że w akcie kopulacyjnym, o ile ktoś to lubi J.
Sam mam po trochu cechy mieszane w sobie, taka kocio-psia hybryda, na zasadzie: ni to świnka, ni to morska, ale lubię te hybrydę, lepsze to niż dachowiec.

1 komentarz:

  1. "...pokarmowa prostytucja..." te słowa rozwalają system :D, a tak btw psów i suk, trochę małej perwersji raz na jakiś czas jeszcze nikomu nie zaszkodziło :)

    OdpowiedzUsuń