czwartek, 26 marca 2009

ABONAMENT ZA REKINA

„ Dziękuje, że o mnie pamiętasz. Twój abonament”. Taki slogan telewizja publiczna funduje nam ostatnio z dość dużym natężeniem i niemalże przy każdej swojej produkcji. Szablon pojawiający się w lewym dolnym rogu ekranu nie rzadko skutecznie blokuje pełny odbiór wizji, do tego drażni zarówno swą wymową, jak również tym prześwietlającym błękitem swego tła. Wczoraj, z uwagi na brak zajęć bardziej znaczących, oglądałem na tvp1 film z cyklu w krainie dreszczowców; hollywoodzka produkcja o Megalodonie (prehistoryczny rekin dość pokaźnych rozmiarów). Film tak płytki, że mógłby być sprzedawany w wydaniu vhs na krakowskiej Tandecie, nazwa placu handlowego w pełni odzwierciedla poziom tego przypadku amerykańskiej kinomatografii. Abonament? Za co? Powinno się dokonywać opłaty w wysokości wprost proporcjonalnej, do produkcji, jakie warto oglądać i warto opłacać. Zważywszy, że skupiam uwagę na kilku programach publicystycznych, teatrze telewizji i może dwóch ambitniejszych filmach tygodniowo (o ile się trafią) to wysokość mojego abonamentu powinna wynosić około 5 złotych w rozliczeniu kwartalnym. Zasadniczo, to mógłbym płacić jeszcze za spoty reklamowe simplusa, no, ale za te to już płaci Polkomtel S.A.
Film o wielkim rekinie miał za zadanie najprawdopodobniej pobudzić emocje widza, wprowadzając go w stan leku, bliżej nieokreślonego podenerwowania, mnie wprowadził w stan irytacji. Sceny, które miały wywołać te wszystkie emocje, a przede wszystkim uczucie strachu, stawały się, co najmniej śmieszne, kiczowato śmieszne, wręcz tragicznie śmieszne, zwłaszcza, kiedy to morskie zwierze długości, co najmniej Krakowskich Sukiennic, wynurza z morskiej otchłani paszczę i połyka turystyczny jacht wraz z jego pasażerami. Ciekawe, czy ów stalowodrewniany obiekt konsumpcji dryfował potem w sokach żołądkowych potwora? Pytanie tak niedorzeczne, jak cały film, więc całkiem na miejscu, jak mniemam.
Ogólnie obraz stwarzał podobieństwo do tych, jakie dane nam było oglądać w okresie późnego socjalizmu; już amerykański, a jeszcze bezpieczny na tyle by w owych czasach zezwolić na jego emisje, a dla widza przytłoczonego cenzura fascynujący, fascynujący, bo inny niż wszystko wcześniejsze i nie rustykalny. Emisja nastąpiła, więc jakieś ćwierćwiecze za późno.
Mnie z pobudek wyłącznie osobistych o stan dyskomfortu psychicznego wprowadziła jedynie scena, gdy to dwoje bohaterów uciekających przed morską bestią wspinała się na linkowej drabince do helikoptera ponad przestrzenia oceanu, w przestrzeni atmosfery, w przestrzeni wysokości. Osobiste odniesienia, tej bohaterskiej sceny mają związek z moim panicznym lękiem wysokości. Ubiegłego lata wraz z Roztańczonym Gregiem, Anią z Kresów i z dwiema innymi nie do końca sprawnymi umysłowo koleżankami zdobyłem dwutysięcznik w Tatrach. Stan emocji, jaki zagnieździł się w mojej skromnej osobie, bez wahania pozwoliłby zrzucić w dół każdego zbyt blisko podchodzącego turystę, zwłaszcza, że przestrzeń pozioma nie przekraczała metrażu mojego mieszkania, co z ułatwiało niewątpliwie akt przemocy polegający na zepchnięciu delikwenta w odmianę pionową przestrzeni, która zaś, jak się zdawało chciała usilnie dążyć do nieskończoności. Nie dość, że sam wyczyn doprowadził mnie do torsji żołądkowych objawiających się tym, iż moja twarz epatowała wszelkimi zimnymi barwami, od błękitu począwszy, a na zieleni skończywszy, poprzez ich wszystkie półprzezroczyste walory, to każde pytanie typu: „czy mógłby Pan nam zrobić zdjęcie?”, doprowadzało do stanu ogólnej irytacji choćby dlatego, że zmuszało do przyjęcia postawy stojącej u szczytu tegoż tatrzańskiego pagórka. Zastanawiające było potem, czy zejście w dół będzie wiązało się z równie silnymi emocjami, okazało się, że wysiłek włożony w samo zejście po smoczych gradem i deszczem kamieniach doprowadził do tego, że chmielny napój nad morskim okiem smakował iście wybornie i wyjątkowo spokojnie.
Góry spod swojego podnóża są wyniosłe acz bardziej bezpieczne i spokojniejsze niż u szczytu, a pokonanie ich - warte abonamentu, w przeciwieństwie do tego, cholernego rekina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz