wtorek, 11 stycznia 2011

ZAPLACIŁEM 39.99

Droga Zeto, czasem wole napisać do ciebie tutaj, bo tak bezpieczniej, społecznej, spokojniej bo publicznie bo „ nie chce być tą Colombiną, co po nocach Pani się śni” (choć pisząc tutaj i tak do ciebie smsuję). Ale mniejsza z tym. Kupiłem dziś sobie książkę, oczywiście jak to ja, ktoś zupełnie nie na czasie i ten, co to ma nie równo pod sufitem poukładane, nie dokonałem zakupu czegoś na kształt powieści horrorowatej, czegoś co czytają wszyscy czyli w stylu: „jedz módl się i tańcz” czy cos takie. Odszedłem jednakże od felietonistyki, po tym jak poczytałem ostatnio wydawnictwa na wskroś feninistyczno-socjalne odechciało mi się zarówno tego typu literatury kobiecej, jak i ustępowania paniom maści wszelakiej miejsca w tramwajach. Wracając do tematu. Szukałem tej książki od jakiegoś czasu, ale nie mając czasu, odwiedzałem jedynie księgarnie tak zwane sieciowe, gdzie jej już, jak mi komunikowano nie było od dawna. I jak tak sobie szedłem do pracy, na tych swoich specjalnych butach do przemierzania pieszo 12 km dziennie (o tym już Ci wspominałem) wszedłem do księgarni. Boże jakbym się o 11 przed południem cofnął w czasie. Nie uwierzysz, acz wyobraź siebie. Otwieram ciężkie metalowe, brązowe drzwi, staje w tak małym, że żeby móc otworzyć kolejne muszę się cofnąć, pośladkami otworzyć te pierwsze i przejść przez drugie. Wchodzę do księgarni, podłoga wyłożona takimi płytkami, co to zupełnie nie różnią się od tych chodnikowych sprzed lat, całkiem zabłocona. Kilka lad, na których leży po kilkanaście pojedyńczych książek a za nimi metalowe półki tak samo puste, tak samo nie obarczone literaturą, jak te lady. A za ladą? Pan, jakby to powiedzieć, w sile wieku, z wąsem i w dziwacznej granatowopodobnej kufajce. Tylko kasa fiskalna zupełnie nie z tej epoki co księgarnia. Zapytałem ile kosztują „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze”. Pan w kufajce odpowiedział, że nie wie bo jest tylko jeden egzemplarz na wystawie i poszedł sprawdzić. Jak już podszedł do witryny to powiedziałem od razu żeby już zdjął owo wydawnictwo z wystawy. Zapłaciłem, wyszedłem tak jak wchodziłem, tzn, męcząc się miedzy jednymi mocarnymi drzwiami w małym przedsionku, a drugimi. W tramwaju przeczytałem wstęp Magdy Umer, potem wracając w autobusie czytałem dalszą część, w domu jedząc smażoną kiełbasę czytałem dalej, nie dalej i dalej bowiem zacząłem się cofać do tego co już przeczytałem. Nie wiem, kiedy skończę czytać lekturę bo chyba będę się co chwila cofał. Znam jedno i drugie a właściwie ich twórczość od dziecka, ale nie znałem źródła utworów jakie pisali. Książka wyjaśnia wszystko, wierszem pisane listy, odpowiedz wierszem na wiersz, piosenka na piosenkę. Dwoje zakochanych i obserwujących świat.
Zeto, nie wiem jak ty, ale ja pamiętam jak umarła Osiecka, miałem 19 lat, kończyłem klasę maturalną, przygotowywałem się do matury, a w zasadzie udawałem przed rodzicami, że się uczę. Dla rozrywki już wtedy zgodziłem się zmywać naczynia, stałem w kuchni przy zlewie, na stole stał radiomagnetofon japońskiej firmy, zakupiony jeszcze w pewexie i wtedy w marcu zakomunikowali, że po ciężkiej chorobie zmarła Agnieszka Osiecka. Jeremi był dwadzieścia lat starszy i pożył jeszcze kilka lat dłużej. Mi od tamtej pory utknęła w głowie piosenka „Na zakręcie”. Moje pokolenie było bardziej wzruszone późniejszą śmiercią księżnej Diany, choć teraz Osiecką znają wszyscy.
Droga Zeto, po przeczytaniu kilka stron, uświadomiłem sobie, że uwielbiam obserwować ludzi. Zastanawiam się co robią i co myślą. Tak to jest zboczenie, bo nawet nad bliskimi zastanawiam się co myślą zwłaszcza nad tymi co mało umieją powiedzieć. Co dzień mojej trasy ma kilka miejsc przystankowych, w odpowiednich miejscach, a ściślej biorąc w dwóch zapalam papierosa, w odpowiednim miejscu na Kazimierzu rezygnuję z marszu i wsiadam w tramwaj, patrzę na ludzi. Patrzę na ludzi i obserwuję, mam wrażenie ze robię to ukradkiem choć czasem wydaje mi się, ze jestem na tym przyłapany. Zawsze przed wcześniej wspomniana księgarnia, jakiś Pan na siłę wręcza mi ulotki szybkich kredytów, początkowo je brałem, choć taki kredyt mi nie w głowie, ale brałem, on zarabia rozdając tę makulaturę to pomyślałem, że im szybciej rozda tym prędzej pójdzie do domu. Ale już nie biorę, ale on dalej dzień w dzień mi chce je ofiarować. Znowu jak wsiadam do „ósemki” tak po godzinie jedenastej, jedzie ze mną jakaś młoda panna, którą to można by zakwalifikować jako jedną z tych osiedlowych panienek, co im się wydaje, że są takie atrakcyjne, a w rezultacie wiele im brakuje do czegokolwiek. Ona, wyobraź sobie, nosi przy sobie dwa telefony komórkowe i rozmawia przez nie na zmianę, a wszyscy współpasażerowie wiedza, co robiła, gdzie była, dokąd jedzie i z kim umówiła się na kawę. Dziś zwrócił moja uwagę pewien delikwent, płci bardziej nie określonej. Ten ktoś wyglądał jak Lady Gaga, choć mimo, iż ona nie należy do najpiękniejszych, ten ktoś był zupełnie brzydszy.
Droga Zeto, Rudy Aniele, Redhead Angel (zupełnie nie wiem jakby to napisać z niemiecka, acz pewnie brzmiałoby to wulgarniej, mógłbym napisać z francuska, byłoby z klasa, ale ani niemiecka ani francuska nie było mi dane się nauczyć). Po obejrzeniu tego jegomościa lub jejmościny zacząłem zastanawiać jakim trzeba być fanem, żeby tak się spersonifikować, wręcz oszpecić. Tak jak lubię ich oboje, tzn Osiecka i Przyborę musiałbym albo zakładać garnitur i chodzić z laseczką i kochać się w młodych pannach, albo pić i tworzyć jak Agnieszka, cokolwiek by to było działa destrukcyjnie, ale twórczo destrukcyjnie. Zresztą, ja jak wiesz od wielu lat jestem zafascynowany Krystyną Jandą i myślę, że sprawdzanie jej internetowego dziennika, zbieranie filmografii jest już objawem przyjęcia tożsamości. Mam nawet wrażenie jakbym czasami ucieleśniał jej kreacje. Obecnie jakbym wprowadził we własne życie iwaszkiewiczowski „Tatarak”. Tyle, że mój bohater tonie i tonie i utonąć nie może, a ja siedzę na brzegu i patrzę. Bohater tonie, ja siedzę. Nie wiem czy chce utonąć czy kurczowo trzymać się chwile pod powierzchnią. Ja na brzegu czekam i nie wiem czy wołać pomocy, podpłynąć, wyciągnąć, czy po prostu brutalnie pchnąć ku dnie. Po prostu poczekam na inna adaptacje, a teraz wrócę do Agnieszki i Jeremiego i żadnym z nich nie będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz