wtorek, 25 maja 2010

ZUPEŁNIE NIEEUROWIZYJNIE

Miałem tu napisać coś o tegorocznym festiwalu piosenki europejskich telewizji publicznych, o popularnej Eurowizji. Doszedłem jednak do wniosku, że poziom podobny jak co roku, czyli żaden, Może kilka utworów rzeczywiście na dość poprawnym poziomie, czyli ocena żadna z plusem. Kilka tendet, kilka typowo festiwalowych utworów w miarę udanych (Islandia), coś oryginalnego (Azerbejdżan, Bośnia i Hercegowina, Belgia) i tyle, troche cukierkowatości i disneylandu. Zgodnie z regulaminem konkursu nie można głosować na reprezentanta własnego kraju, dlatego dziś się o tym nie wypowiem, choć serdecznie pozdrawiam wszystkich krewnych i znajomych z Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”… naprawdę super.
Scenografia konkursu wróciła do swych źródeł, migające żarówki, nawet nie światła, właśnie żarówki, nawet zdjęcia jakby wykonywane w latach siedemdziesiątych, a popularnym motywem scenicznym – skrzydła. Za jedną wokalistek leżał anioł i tańczył skrzydłami w jej sukience niemalże, członkom zespołu białoruskiemu wyrosły skrzydła aniele. W czwartek drugi półfinał, w sobotę wielki finał konkursu, w tym tempie i ilością uskrzydleń na koniec sobotniego występu większość artystów zwyczajnie odleci.
Artystycznie jak zwykle Malta, Portugalia, a Goran Bregovic swoja kompozycja tym razem zwyczajnie zawstydził. Ale nie będę się rozpisywał bo bym napisał to samo co przed rokiem.
W bodajże w 1994 roku, kiedy to po raz pierwszy dopuszczona nas do uczestnictwa w muzycznym świecie zachodu, koncert miał miano bardziej ambitnego, a przed telewizorami siadały tak zwane miliony. Dziś to chyba już tylko ja i kilka mi osób ogląda ten spektakl z czystej ciekawości lub skłonności do muzycznego masochizmu i chęci odczuwania wstydu i zażenowania przed telewizorem z nadzieją znalezienia w dziegciu muzycznej łyżki miodu.
Tego spektaklu nie ogląda nawet młodzież, która powinna być głównym odbiorcą muzyki masowej. Nie ogłąda tego nawet pewnien dziewiętnastoletni maturzysta, nie tylko z powodu strachu jaki ogarnia jego trzewia jutrzejszy ostatni egzamin dojrzałości, ale przede wszystkim z braku zainteresowania tego typu konkursem o takim poziomie.
Mimo, jak uważam atrakcyjnego utworu, niestety nasz reprezentant nie przeszedł do „wielkiego” finału, zadowolenie moje jedynie z faktu zakwalifikowania się trzech piosenek faworytek. Gratuluje wcześniej nie wspomnianej Grecji i ubolewam nad Słowacją.
Te pseudomuzyczny teatr wciąż zmienia regulaminy, czyni to na niekorzyść samej muzyki. Kiedyś ocenę utworom i wykonawcom stawiało 16 osobowe jury ( złożone w ośmiu osobach z profesjonalistów i ośmiu laików), potem weszły smsy i pełna demokracja pospólstwa, zamiłowanych w czymś lekkim, łatwym i przyjemnym. Ostatnie zmiany spowodowały następującą konstrukcje festiwalu: we wtorek i czwartek organizuje się półfinały w których bierze udział równa część państw, wybiera się spośród nich po dziesięć każdego dnia, Cała dwudziestka bierze udział w wielkim finale i jest dołączona to tak zwanej wielkiej piątki, czyli zwycięzcy ostatniego konkursu i czterech miejsc kolejnych.
Zastanawiającym jest fakt, iż od lat głosy rozkładają się geograficznie, a politycznie. I o dziwo żaden regulamin opisywanego show nadal nie zmienił podziału uczestników. Od lat w jednym koncercie biorą udział Białoruś, Rosja, Azerbejdżan i Mołdawia z jednej strony, oraz Czarnogóra, Serbia Bośnia i Hercegowina, Macedonia lub kraje Beneluksu, hmm, mała możliwość uzyskania konkurencyjności w finale. A może by tak wrócic do tradycji nie tylko w tworzeniu scenografii, idąc w tym kierunku nie oczekujmy odkryć takich jak Abba, czy Celine Dion.
Miałem nie pisać, a napisałem.

2 komentarze:

  1. podoba mi się fragment: "członkom zespołu (...) wyrosły skrzydła aniele". Bardzo obrazowo na mnie podziałało :o) Pozdrawiam z Koziego Grodu :o)

    OdpowiedzUsuń
  2. wczoraj napisalam komentarz i co cenzura?

    OdpowiedzUsuń