piątek, 24 grudnia 2010

KARP

Pogromcy brutalności, przeciwnicy mordu, obrońcy zwierząt pogardliwie spoglądający na wigilijny stół. Zawstydzeni nami, czy jedynie chcący zaprezentować bunt, apoteozę buntu wobec tradycji, chcący się jedynie wyróżnić, odróżnić, czy przeinaczyć.
Jakiś tydzień przed świętami młody jegomość wypowiadał się w telewizji, a był emitowany we wszelakich serwisach informacyjnych na temat naszego niehumanitarnego postrzegania, a co gorsza traktowania karpia. Dość emocjonalnie protestował przeciwko ich sprzedaży, przetrzymywaniu w zatłoczonych pojemnikach udających baseny, noszeniu w plastikowych siatkach, a nie w wiaderkach wypełnionych wodą trzymaniu w wannie, zabijaniu a nawet jedzeniu. Złem jest samo zabicie karpia, ale jak już kupować to znowu zabitego. Złem jest hodowanie karpia, ale jak go wypuścić to sam zdechnie. I tak to młody, potargany jegomość opowiadał o tych co hołdują tradycji jacy to oni źli, brutalni i bez serca. W jednym tylko serwisie informacyjnym przedstawiono wypowiedź profesora ichtiologa, który to stwierdził, iż dużo bardziej bolesne dla karpia jest trzymanie go w ciasnych wiaderkach z wodą, w pozycji nie naturalnej, gdzie zwyczajnie za życia grozi mu pękniecie kręgosłupa, aniżeli w reklamówce bez wody bowiem karp jako ryba słodkowodna jest przystosowana do długotrwałego pobytu poza wodą, a jego wierzganie to jedynie po części reakcja na brak rozpuszczonego tlenu, a większej mierze siła woli, która każe mu biologicznie przedostać się z lądu do wody.
W zeszłym roku, w jednym ze sklepów nie odmówiono mi sprzedaży żywego karpia jeśli nie miałem wiaderka, ale mogłem, rzecz jasna zakupić w owym sklepie wiaderko. W takiej sytuacji zakupu dokonałem w innym miejscu, buntując się przeciw komercjalizacji humanitaryzmu wobec istoty niższej, humanitaryzmu zarobkowemu.
Droga Zeto, nie wyobrażam sobie wigilii bez karpia, nie wyobrażam sobie dzieciństwa, gdy w przeddzień wigilii nie pływałaby ryba w wannie. Ty wiesz, ze jako mały chłopiec raz zdążyło mi się te stworzenia umyć mydłem za życia aby były czyste na stole, innym razem nakarmiłem je chlebem, jedno i drugie działanie poskutkowało koniecznością nabycia nowej zwierzyny. Wyobrażasz sobie stół wigilijny bez pachnącego mułem, smażonego w panierce karpia, takiego świeżego ( broń Boże, mrożonego bo co by Magda G. powiedziała)?
Nie uważa, Zeto, że w miarę upływu czasu, może w miarę upływu naszych lat, święta jakoś tracą na wartości? Jakiś czas temu jeszcze niesamowitą przyjemność sprawiało mi w okresie przedświątecznym przedwczesne słuchanie kolęd, tych zwłaszcza w niestandardowych aranżacjach. Gasiłem światła, zapalałem lampki na choince, słuchałem, a przy okazji tworzyłem, ogarniał mnie jakiś melancholijny nastrój ale pięknie melancholijny, taki, sama wiesz, ból i ścisk w trzewiach przyjemnie odczuwany. A w czasach wczesnej młodości? Kilka dni przed wigilią z półek wyjmowało się książki, kryształy, meble pachniały Fornitem, podłogi pasta do podług, je same floterowało się ręcznie aż do błysku. Cała ta chemia walczyła swą wonią z zapachem duszonego mięsa na pasztety i nazwijmy to zapachem gotowanej kiszonej kapusty na bigos. A w tym roku jakoś inaczej. Nie słuchałem kolęd, nie miałem tego ucisku pod mostkiem, a jeśli nawet to z zupełnie innego powodu. Nawet zakupy bombek i światełek nie sprawiły mi tyle przyjemności jak kiedyś. A samo ubieranie choinki z kimś bliższym było zupełnie odmienne od samego wyobrażenia tego faktu, bardziej smutne i jakieś w nerwach i bez wyrazu. Sama choinka, jak co roku u mnie w domu żywa, w tym jakoś już nie pachniała, ani igliwiem ani żywicą. Czyżby święta spowszedniały, czy nie czuje się już ich klimatu? Sam nie wiem. Wiesz, nawet Kraków w tym roku jakoś mniej błyszczący, jakoś mniej oświetlony, taki mizerny i lichy jak w kolędzie, a ucisk w żołądku jest już innym uciskiem, mającym niewiele wspólnego z radością, bardziej jakby z przemijaniem i ulotnością wszystkiego i wszystkich.
Droga Zeto, w tym roku górę nad cała atmosferą świąt wzięła u mnie komercja, bieg, pościg, brak czasu. Mimo sprzątania mieszkania i zapachów wszelakich górę cos innego, bardziej niezdefiniowanego, mniejszego, acz w siłę większego... jeśli wiesz co mam na myśli.
Dziś ubrawszy się w odświętne ubranie w kameralnym gronie rodziny usiadłem do kolacji, bardzo miłej kolacji. Od lat nie zmienne rzeczy w ten wieczór to fakt słuchania kolęd, z różnych nośników, ojciec, który pismem świętym zaczyna kolację (kiedyś ten przywilej spadnie na mnie jako najstarszego w rodzie, o ile się bardziej nie skomercjalizujemy) oraz to,że telewizja publiczna w tym dniu nie emituje reklam. A to dziwne kiedy milka nie chce spełniać Twoich ukrytych marzeń, gdy Małgosia Foremniak się nie zestarzeje dzięki Sorai, kiedy superniania nie wychowuje dzieci za pomocą ramy, a Aneta Kręglicka już nie jest „here allone” tylko z Apartem. Mimo tej bezduszności i kilku ciepłych chwil na jakie licząc, może powtórki z ubierania choinki, życzę Tobie i wszystkim: wszystkiego na święta, przede wszystkim spokoju i odpoczynku, oddechu od codzienności, dwóch dni urlopu od zwykłego świata, chwilowego zawieszenia, gdzie nawet smutki wydają się być pięknem i radością.
PS
A u mnie karp w wannie będzie pływał póki są święta i nadal dla własnej tradycji i przyjemności wigilii będę go pozbywał życia, tak jak nadal to robię... humanitarnie.

1 komentarz:

  1. Ten młody, o którym piszesz w początkowej części boga to zapewne, ktoś z partii zielonych, czyli satelita wszyscy wiemy czego.
    Jem karpia, bo lubie, bo uwielbiam a nie lubie i nie uwielbiam hipokryzji.
    Tydzień przed świetami prowadzą akcje "anty-karpową" a w swieta "szamja, ze uszy im sie trzęsa.

    OdpowiedzUsuń