czwartek, 3 lutego 2011

ZETA I CZARNY ŁABĘDŹ

Droga Zeto, czy ty wiesz co oznacza i skąd się wzięło stwierdzenie „zacietrzewić się”? Obruszyć, wzburzyć, wzdrygnąć, oburzyć. Cietrzew to duży ptak z rodziny kurowatych, w okresie godów, samce zbierają się otwartych przestrzeniach i nie bija się jak to u samców bywa, dyskusje o swoje poszczególne oblubienice. Gniewają się na siebie, krzyczą, kłócą, wykrzykują nie artykułowane dla nas ludzi dźwięki o rożnym natężeniu i barwie, nerwowo machają skrzydłami i rozkładają ogony. Oblegają łąki i bagna, rzucają fochami o trawę, dumnie odwracają głowy i przebierają nogami. Bronią swych racji.
Słuchając dziś stacji „Tok FM”, z lekka się zacietrzewiłem. Mój radioodbiornik stoi w kuchni, a ja stojąc przy lodówce nieomal zacząłem przebierać nogami, machać skrzydłami i wachlować ogonem (rozkładać, czy rozpościerać się go raczej nie uda). Wyobraź sobie: pan redaktor zaprasza dwie tancerki baletowe, które, jak się przyznały nie ochłonęły jeszcze po obejrzeniu filmu, na dyskusje o merytorycznej stronie obrazu „Czarny Łabędź”. Otóż, rzekome panie, zaproszone chyba w charakterze ekspertów, wypowiadały się o filmie z punktu widzenia techniki i mówiły, że: nogi wspaniale pracują, że pięknie pokazana gra łydek, że masażystka taka prawdziwa, acz przerysowana, że zgodnie z tradycją prapremiery „Jeziora łabędziego” obie postaci tańczy przez trzy godziny jedna solistka i... według tychże Pań cała reszta filmu jest nieprawdziwa. Nieprawdziwa bo: w balecie nie ma tyle erotyzmu, nikt się nie pieści intymnie by odnaleźć się w granej postaci, nikt nie uwodzi publiczności, żadna tancerka nie chodzi do drugiej by odebrać jej role, a tym bardziej do reżysera. Po paniach, solistkach, z których każda w tej sztuce zagrała zarówno Odettę i Odylię, spodziewałbym się większego polotu wypowiedzi i pojmowania sztuki, zwłaszcza, że nie są jedynie jej odbiorcami, a wręcz twórczyniami.
Droga Zeto, polecam Ci ten film. Tak samo jak ja tęsknisz za pasją, i tak samo boisz się, że pasja obróci się w obłęd. Obłęd pod nazwiskiem: „Wszystko albo nic, po prostu całość”. To film o obłędnej miłości do czegoś, co nadaje sens, o zniewoleniu jaki ten sens narzuca. O tym, co sami robimy sobie w mózgu z miłości do kogoś lub czegoś, o pasji, która przerasta, która staje się od nas pasjonatów zarówno grubsza jak i wyższa, która wchłania. Ten sam obraz można by nakręcić zarówno w środowisku taksówkarzy, budowlańców, modelek, czy aktorek bo tu nie chodzi o wykonywana profesje, to nie profesja jest tu podmiotem. Podmiotem jest uwielbienie. Można by tę samo tematykę umieścić w scenariuszu relacji kobieta i mężczyzna, ale wówczas wyświetlano by go na TVP1 we wtorki w jakimś cyklu typu „tragedie prawdziwe”.
Droga Zeto, jeśli chciałbym iść drogą interpretacji tych Pań ekspertek, wówczas cale moje uwielbienie Twojej osoby, pojmowana przeze mnie twoja kwintesencja kobiecości, gracji, stylu i seksapilu stanęłaby na granicy perwersyjnego erotycznie pożądania. Pożądania perfekcyjnego erotycznie i namiętnie bezgranicznego. Ale moje pożądanie względem Twojej osoby ma czysta formę i chwała Bogu pozbawioną obsesji erotycznej.
A dziś dostałem smsa od osoby, która uwielbia kinomatografię, z której zdaniem i poleceniem się liczę, smsa o następującej treści: „ Absolutnie przepiękny, nasycony rozpaczliwym poszukiwaniem siebie, elektryzujący, podniecający, wodzi za nos, pieści zmysły. Natalie- doskonała, Vincent, jak zawsze, zadziornie męski, z nutka szaleństwa. Chłonę go wciąż, więc tłoczą się myśli, wrażenia.”
Droga Zeto, moje myśli tez się tłoczą wokoło. Paniom „ekspertkom” proponuje ogłądać filmy o tańcu, jest kilka tytułów: „Zatańcz ze mną”, Step-up”, czy nawet „Dirty dancing”, a w razie braku kolejna edycje „You can dance” z Kingą Rusin.
PS
Na Wiśle pod Wawelem przez całą zimę mieszkają łabędzie, albo wiosna daleko, albo czują swe jezioro, nie odfruwają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz