poniedziałek, 1 listopada 2010















Papież Bonifacy IV w dniu 13 maja 609 roku święcąc panteon ogłosił dzień 1 listopada świętem Najświętszej Marii Panny i Świętych męczenników. Grzegorz IV w 835 roku zarządził ów jesienny dzień Dniem Wszystkich świętych, w rozumieniu Kościoła, dniem wszystkich dopuszczonych do zbawienia, niezależnie od papieskich dekretów kanonizacyjnych, czy osobowych ról odgrywanych w modłach i litaniach. Po prostu wszystkich, tych nazwanych i tych bezimiennych. Dzień Wszystkich świętych i dzień zaduszny (zgodnie z tradycją, ten drugi jest ofiarowanym co nie dostąpili zbawienia, czekają wciąż na jego dostąpienia), lubię te dwa dni, a może lubiłem do teraz. Czas zadumy, refleksji i ciszy. Nie są to, tak naprawdę dni przepełnione smutkiem i żałością, nie jest to kolejny pogrzeb, dawno już pochowanych. To czas do zastanowienia się nad sobą i poczuciem własnego miejsca we wszechświecie, zastanowienia bardziej nad życiem niż nad śmiercią. Dzień ciszy ze sobą w towarzystwie już nieobecnych. Ale...
Ale ostatnimi laty sprowadzamy nasze małe filozofie, przemyślenia, radości i smutki do roli innego podmiotu aniżeli tym, jaki im jest z istoty ich rzeczy pisany. Nasze emocje, odczucia stają się podmiotem handlu, komercji i zarobku. W walentynki handlujemy swoimi romansami, miłościami, nadmiernie kupując i ofiarując różowe serduszka z tektury, W Zaduszki kupujemy stosy sztucznych kiczowatych chryzantem, róż, lawendy i innej maści plastikowego zielska. Nie byłoby w tej sztucznej zieleninie nic złego gdyby nie to że zapominamy do czego służy cmentarna ławeczka. Nie chcę tworzyć katolickiego moralitetu, chciałbym tylko żeby pamiętać o atmosferze święta refleksji i metafizyki i filozofii. Chciałbym nie widzieć jak ktoś na cmentarzu zapala papierosa, bo po prostu nie przystoi, jak nie dźwięczy mu komórka, bo zwyczajnie nie wypada, bo dziecko ma prawo maczać palce w wosku, bo dorosły może w końcu powolnie zamilknąć, a każdy poczuć woń parafiny i prawdziwie urosłej chryzantemy, odnalezienia tego, co gubi na co dzień, czymkolwiek by to było.
Już od piątku Kraków opanowały tzw. Halloweenowe zabawy, przez miasto przeszedł szturm kościotrupów, zombie, dziwaków, duchów i alkoholicznie żywych śmierci z plastikowymi kosami. Jak bardzo nie nasze to, jak bardzo naciągane. Nie mam nic przeciwko, bawmy się cudzą tradycja ale nie zapominajmy o własnej, bawmy się i łączmy umiejętnie swoje i cudze, ale niech refleksja będzie własną, a nie zapożyczoną, a nie skacowaną.
Łącząc się z wyznawcami haloween o północy z dnia 31 października na 1 listopada obejrzałem po kilku latach „Noc żywych trupów”, ale pierwowzór, ten z 1968 roku, który już nawet nie straszy, a bawi swą naiwnością. Filmowy klasyk i nie klasyczne zachowanie. Odrzuciłem dynię ze święcącymi oczyma i zupę dyniową, tylko świece i horror z dawnych czasów. Dziś odwiedziłem cmentarz Rakowicki, krew w żyłach zmroziły znicze z rzeźbionymi maszkaronami, lampki z aniołkami, lampki elektryczne, kicz za kiczem, więc i refleksja kiczowata. Pomijając to wszystko uczciłem pamięć tych, którzy cos na mnie wywarli: Modrzejewska, Kossakowie, Matejko, Mechofer, Daszyński, nie znalazłem tylko w ciemnościach miejsca spoczynku Grechuty. Ilość spacerujących nie dała możliwości do zastanowienia, to znalazłem na skrzyżowaniu ulic: Powstańców Wielkopolskich i Limanowskiego, gdzie jest dwustuletni cmentarz o który nikt nie dba, który ma akr powierzchni i gdzie grobowce sama się otwierają, postawiłem świeczkę tam gdzie nikt już nie stawia.
„Płynący czas, pełen uroków i złud,
Stężał dla Was umarłych, w niepotrzebny lód..,
Błyśnie Bóg, lód odtaje,
Bo któż, tu czy gdzie indziej, nawrót wiosny wstrzyma?
I czas popłynie dla Was poprzednim zwyczajem,
Gdyż nie jest wieczną nawet najgwiaździstsza zima...”
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

1 komentarz:

  1. "Stąpam cicho
    na palcach
    by nie zbudzić
    tak drogiej
    mi osoby
    która we śnie
    przekroczyła próg
    nowego - innego
    świata
    - śpij ..."
    wyszukane w necie

    Piekny post, pierwsze dziewięć fotek mam w swopich zbiorach, ale w innej secenerii.
    Pozdrawiam Christine

    OdpowiedzUsuń